„Tischner. Biografia”. Recenzja

Od nauczycielskich dzieci zawsze wymaga się więcej. Tak było też z Józiem, zwłaszcza że jego ojciec (także Józef) miał ciężką rękę, jak to się eufemistycznie mówi. Dwóch synów pary nauczycieli z Łopusznej pracowało później ze zwierzętami, trzeci wybrał posługę duchową. I pokochały go tysiące Polaków. Nie tylko wierzących. Ba - można mieć wrażenie, że ci, którzy do wiary podchodzą sceptycznie, a czasem nawet wrogo, widzieli w nim człowieka umożliwiającego porozumienie, spajającego podzielone społeczeństwo.

W tym roku minęło już dwadzieścia lat od śmierci Józefa Tischnera, księdza-filozofa, ucznia Romana Ingardena, dziekana Wydziału Filozoficznego Papieskiej Akademii Teologicznej, wykładowcy krakowskiej PWST, autora brawurowej „Historii filozofii po góralsku” czy ważnej do dzisiaj „Filozofii dramatu”. Podjąć się napisania biografii człowieka, który działał na tak wielu polach, żeby nie być oskarżonym z jednej strony o nadmierną hagiografię, z drugiej - o bezczeszczenie pamięci, mógł tylko jeden człowiek - Wojciech Bonowicz.

Tischner. Biografia okładka

Tischner. Biografia 
(okładka twarda)

Bonowicz i Tischner, dobrany duet

Pewnie jest wielu równie uśmiechniętych co Bonowicz poetów w Polsce, ale ja przechowuję w pamięci jego uśmiech, bo ma Bonowicz w sobie coś tischnerowskiego - mimo niezwykłego umysłu, wiedzy i doświadczenia wydaje się być „zwykłym człowiekiem”. Piszącym wspaniałe wiersze, eseje, a jak udowodnił książką o Tischnerze - umiejącego w pasjonujący sposób opowiadać historie. Gdy nie zajmuje się wielkimi ludźmi i sprawami pisze też książeczki dla najmłodszych. Nie znając Bonowicza ciężko uwierzyć, że spod tego samego pióra wyszła książeczka „Misiu Fisiu ma dobry dzień, dobry dzień” czy opowiadanie do zbioru „Nowe przygody Bolka i Lolka”. A jednak. Takiej harmonii między opisującym a opisywanym, jak w biografii Tischnera nie pamiętam.

Pierwsza wersja tej książki ukazała się tuż po śmierci Tischnera. Bonowicz pisał ją „na żywo”, choć to niezbyt fortunne wyrażenie. Dzisiaj nasza pamięć o Tischnerze może na nowo odżyć, a ja bardzo bym chciał przekonać tych, którzy czytali pierwsze wydanie tej książki do sięgnięcia po drugie wydanie, bo odkryjecie co przez ten czas znaleziono, na co pada oko Bonowicza, a może i my na coś innego zwrócimy uwagę? W końcu czas nas i nasze czytanie zmienia.

Pakiet Tischner: Mądrość człowieka gór 
(okładka twarda)

Od pierwszej wersji tej książki wiele się zmieniło - Wojciech Bonowicz podkreśla, że ponad połowa książki zawiera nowe informacje, lub została przepisana. I rzeczywiście bez trudu znajdujemy tu rzeczy nowe, które choć może nie wywracają obrazu Tischnera o 180 stopni (i dobrze), to dopełniają go. Szczególną uwagę zwraca dziennik licealny Tischnera, będący świadectwem rozterek młodego człowieka, który nie wie czego chce. I o ile większość młodzieńców w tym wieku nie ma pojęcia czego chce, to gdy po latach piszą „Etykę solidarności” nie da się ukryć, że uważniej przyglądamy się ich juwenilnym zapiskom.

Ważne są też dokumenty służb bezpieczeństwa, dzięki którym dotrzegamy jak bardzo angażowano się w obserwację Tischnera. Bonowicz pokazuje niezwykłą rozpiętość działalności Tischnera, nie tworząc jednak ze swojego bohatera postaci omnipotentnej - nie wszystko mu się udaje, ma na koncie porażki, a także olbrzymią opozycję - tak w samym Kościele, jak i w społeczeństwie. Jakim byłby prymasem? Tak, prymasem! To chyba jedna z najbardziej fascynujących historii, tak samo jak lubimy te wszystkie opowieści, że ktoś miał szansę na Nobla, tak potencjalna prymasura Tischnera może rozbudzić wyobraźnię.

 

Tischner, dzieci i miś Bartek

Dzięki tej książce na nowo możemy odkryć wkład Tischnera w rozwój wiedzy filozoficznej w Polsce. I to nie tylko w kontekście religijnym. Ale my zajmijmy się czymś bardziej przyziemnym. Choć duchowym. Tischner odprawiał często msze dla dzieci. By zapanować nad chaosem wprowadził kilka nieformalnych zasadach - dzieci rozrabiające angażował w liturgię, pozwalał im przychodzić z maskotkami, które dzieci składały „obok ambonki albo na bocznym ołtarzu. Rozlegał się dźwięk sygnaturki i z zakrystii wychodziła procesja ministrantów, z których ostatni niósł przed sobą Bartka”.

Kim był Bartek? Pluszowym misiem! Pisze Bonowicz: „Marzena Wilkanowicz zapamiętała, że miś Bartek był brązowy. „Co niedzielę ubierałam moje lalki w sukienki uszyte przez Mamę i tak »odstrzelone« szłyśmy do kościoła. Niesamowite wrażenie robiła na mnie za każdym razem ta procesja (…) Bartek zasiadał na głównym miejscu przy ołtarzu, obok w lewej nawie kotłowała się plejada lalek, misiów i maskotek. A ksiądz zaczynał: »Wiecie, dzieci, dzisiaj Bartek zapytał mnie, co to znaczy kochać bliźniego. Musimy mu to wytłumaczyć”.

Rozmowy z dziećmi. Kazania niecodzienne 
(okładka twarda)

Bonowicz przytacza dziesiątki zabawnych anegdotek, które oczywiście zapamiętuje się łapczywie, jak ta, że z poobiedniej drzemki można go budzić tylko jeśli zniosą celibat. Zabawne i wiele mówiące, choć muszę przyznać, że cieszę się iż nie jest to najważniejsza część tej książki, bo ja nie jestem wielkim miłośnikiem takiego anegdotycznego widzenia postaci. Ma być tragicznie. I jest, bo Bonowicz stara się analizować również swoistość filozofii Tischnera, pokazując źródła jego myśli, ale też osobność. Osobisty projekt filozoficzny Tischnera nie został w pełni ukończony - ksiądz-filozof angażował się w spory, był uwielbianym przez prasę i czytelników publicystą. Żył jakby w kilku światach i wszystkie łączył niezwykłą osobowością, którą Bonowiczowi udaje się przedstawić barwnie i wielowymiarowo.

 

„Tischner. Biografia” - kopalnia wiedzy

Tischner choć był człowiekiem lubiącym dowcip i żart, unikał prostoty myślenia. Pokazuje to choćby jego stosunek do cierpienia. Lubimy mówimy, że „cierpienie uszlachetnia”. Ksiądz-filozof się z tym twierdzeniem nie zgadzał. Pisał: „Cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość”. W książce „Myślenie według wartości” napisał, że „cierpienie odziera człowieka ze wszelkich masek i odsłania go takim, jakim jest”. Egzystencjalny pesymizm łączył z wiarą w człowieka, ciągłą pamięcią o tym, że nikt nie jest idealny, a ludzi trzeba zrozumieć, być dla nich.

Jest tych wątków wiele, można o książce Bonowicza pisać długimi godzinami odkrywając jak dokładnie zbadał życie swojego bohatera, jaką kopalnią wiedzy jest ta książka, ale można też docenić, że jest w niej ponad 800 przypisów, a bibliografia zajmuje kilkanaście wielkich stron. Zawsze mnie to jakoś wzrusza.
Oczywiście mógłbym ponarzekać, że chwilami Bonowicz jednak mógłby trochę czytelnikowi darować - konia z rzędem temu, kto spamięta cała rodzinę Tischnerów, chwilami przeskoki w narracji są zbyt wyraźne, brakuje płynnych przejść i ten rejestr „od Ricoeura do misia Bartka” bywa męczący, ale całość przedsięwzięcia pt. „Tischner. Biografia” budzi mój podziw i wielki szacunek. I choć osobiście sceptyczny jestem zawsze do tych wszystkich „mądrych księży”, których tak promują zwolennicy „kościoła otwartego”, tych wszystkich objazdowych mówców z kategorii „ksiądz, ale na lewo”, to wierzę w postać, którą mi opisał Bonowicz. I to jest moim zdaniem spore osiągnięcie autora, bo ja zasadniczo jestem niewierzący.

 

Więcej artykułów o książkach znajdziecie w naszej Pasji Czytam.